Filozofka patrzy na integrację europejską z optymizmem.
Czym są wartości europejskie w XXI wieku? Jak wobec wyzwań współczesności i przyszłości powinna wyglądać Europa? Na te pytania może – a nawet powinna – odpowiadać sztuka. Temu właśnie służy konkurs Zaprojektuj Europę, który jest kierowany do młodych twórców i twórczyń. Do 30 września można składać prace konkursowe, a stawką jest nie tylko nagroda finansowa, ale również pokazanie swoich prac w przestrzeni największych miast Polski. Tymczasem szukając odpowiedzi na te pytania, prozmawialiśmy z doktor Katarzyną Kasią, filozofką i wykładowczynią Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną ASP w Warszawie, która zasiada w jury konkursu.
Zacznijmy może od takiego ogólnego pytania o pozycję sztuki we współczesnym świecie. Jak sztuka może odpowiadać na wyzwania rzeczywistości? Można usłyszeć takie głosy, które mówią, że sztuka współczesna traci na znaczeniu, czy że jest bardzo wyizolowana.
Sztuka bardzo często dostarcza narzędzi i strategii działania, nieoczywistych, a więc takich, które pozwalają w zaskakujący, niecodzienny, niezwykły sposób zwrócić uwagę na pewne problemy, wśród których żyjemy. Nie zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, że sztuka traci na znaczeniu – jest wręcz odwrotnie. W trudnych czasach, sztuka jest niezwykle ważna i nawet jeżeli mamy do czynienia z sytuacją, w której działania artystyczne są na różne sposoby hamowane, można powiedzieć, że to się przekłada bardzo często na powstawanie sztuki zbuntowanej, sztuki nieoczywistej i takiej, która nie zgadza się na to, co się dzieje w rzeczywistości. W pewnym sensie, myśląc o projektowaniu Europy, chcieliśmy sięgnąć do takiego zasobu, jakim są strategie artystyczne. Do tego, żeby jeszcze raz, na nowo opowiedzieć historie o integracji europejskiej, o tym, dlaczego jest ważna. I żeby ona została opowiedziana przez młode artystki, młodych artystów, którzy właśnie mają inne środki wyrazu i nie wahają się ich używać.
Jesteśmy świeżo po kolejnych sygnałach z obozu rządzącego, które sugerują wypychanie nas z Europy – już nie tylko mentalne, ale również instytucjonalne. Jakie są nastroje wśród młodych, jeśli chodzi o Unię Europejską?
Ludzie, którzy dzisiaj studiują na ASP, albo ją przed chwilą skończyli, to są wszystko osoby urodzone grubo po ‘89, a nawet powiem panu więcej, to są osoby, które się urodziły, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Dla tych osób bycie w Unii jest oczywiste, ale jednocześnie mam wrażenie, że dla nich taka wizja bycia Polski poza Unią, Polski nieeuropejskiej, jest wizją najbardziej przerażającą. Bo to są osoby, które zaczynały swoje życie studenckie już w świecie Erasmusa, w świecie wymiany międzynarodowej, w świecie, w którym się podróżuje po Europie bez problemu i bez potrzeby sprawdzania paszportu. I widzę wśród studentów i studentek ogromną proeuropejskość. W ogóle sobie nie wyobrażam, w jaki sposób można byłoby ich do integracji zniechęcić. Ale z drugiej strony dużo się robi, żeby Unię przedstawiać jako jakąś wrogą instytucję. To jest o tyle nietrafione w przypadku mówienia do młodych i świadomych ludzi – podkreślam, świadomych – że ci młodzi ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Unia to nie są opresyjne instytucje. Tylko Unia to są możliwości rozwoju, których żadne, nawet najbogatsze państwo członkowskie, nie byłoby w stanie zagwarantować samo. Więc tutaj mówimy o ludziach, którzy są świadomi, wiedzą, czego bronią i wiedzą, dlaczego ta obrona jest potrzebna.
Równocześnie obserwujemy także wzmożenie sztuki współczesnej o prawicowym, czy może narodowo-katolickim charakterze i sytuacje takie, jak ta, która spotkała Karola Radziszewskiego w Białymstoku.
Właściwie od momentu przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość widzimy działania cenzorskie: wprowadzanie takiej obyczajowej, ideologicznej i politycznej cenzury jeżeli chodzi o sztukę. Ale z drugiej strony, mimo przejmowania kolejnych instytucji sztuki przez władze, jednej rzeczy się nie da oszukać. Jeżeli wybrałby się pan na wystawę Sztuka polityczna do CSW, to będzie pan najprawdopodobniej uderzony przez dwie rzeczy: po pierwsze przez ten przekaz, bardzo silnie zideologizowany i bardzo mocno prawicowy. A po drugie, przez mierną jakość prezentowanych tam prac. Jeżeli się pan wybierze do muzeum POLIN na ostatnią wystawę Wilhelma Sasnala, to zobaczy pan zupełnie co innego. Ja rozumiem, że pojęcie sztuki jest niezwykle pojemne, ale mam bardzo duże wątpliwości co do tego, żeby wystawa Sasnala i wystawa w CSW mogły nosić tę samą nazwę. To są kompletnie różne zjawiska.
Są też prace, które próbują opowiedzieć tę reakcyjną, czy konserwatywną narrację nowoczesnymi środkami wyrazu. No i właśnie – czy na uczelniach artystycznych zdarzają się osoby, które podążają w tym kierunku?
Trudno powiedzieć, ponieważ struktura uczelni wyższej działa w ten sposób, że studenci wybierają sobie, do kogo przychodzą na zajęcia. Jeśli takie osoby są w szkole, to z jakiś powodów nie wybierają moich zajęć, idą gdzie indziej. Tu trzeba kilka rzeczy oddzielić. Szkoła artystyczna to nie jest miejsce jakiejkolwiek indoktrynacji, to jest miejsce, gdzie człowiek się uczy warsztatu oraz poznaje przynajmniej jakieś podstawowe kwestie, jeśli chodzi o filozofię, historię sztuki, estetykę, antropologię kultury. Natomiast na pewno każda uczelnia jest miejscem budowania świadomości i wiedzy. Również wiedzy dotyczącej tego, jak działa Unia Europejska. Dlatego taki antyeuropejski trend w sztuce młodej, jeśli się pojawia, jest samobójczy i on mnie zastanawia z wielu powodów. Natomiast to, czy te wartości narodowo-katolickie pojawiają się w młodej sztuce, to oczywiście, że tak. Jeśli coś jest, mówiąc brutalnie, sprzedawalne, to jest również wykonywane.
O ile te wartości narodowo-katolickie są często pokazywane w taki przaśny, kiepski sposób, to zastanawia mnie jeden, dosyć niebezpieczny aspekt sztuki w rodzaju tej z wystawy w CSW i twórców takich, jak Dan Park. To, że często takie dzieła prezentuje się jako wyraz buntu, sprzeciw wobec mainstreamu i poprawności politycznej. Pewnego rodzaju wolność. To jest oczywiście fałszywe postawienie sprawy, ale takie przesłanie może trafić na podatny grunt i być atrakcyjne.
Wie pan co, ja na to tak patrzę, wydaje mi się, że trzeba się po pierwsze zastanowić, co jest mainstreamem. I wtedy dopiero odpowiedzieć sobie na pytanie, kto się przeciwko temu mainstreamowi buntuje. Jeżeli mainstream w Polsce jest taki, jaki jest, czyli w linii władzy, to trudno powiedzieć, żeby Dan Park był buntownikiem. Może on być sobie buntownikiem w Szwecji, gdzie za swoje działania spędził kilka miesięcy w więzieniu. Nie ze względu na ich wartość artystyczną, nie ze względu na to, że zrobiły na kimś wrażenie jako dzieła sztuki. Tylko po prostu zostały słusznie uznane za propagowanie nazizmu i to jest dosyć proste. W momencie, w którym dyrektor Bernatowicz decyduje się pokazać w CSW Dana Parka, to tak naprawdę my też mamy w polskim prawie na to paragrafy, też nie wolno eksponować takich symboli. Nie wolno negować Holocaustu, też nie wolno nawoływać do nienawiści na tle rasowym.
Tylko raczej nie znajdzie się prokuratura, która będzie go za to ścigać.
Pewnie, że nie, bo Dan Park jest artystą mainstreamowym! Kiedyś była taka grupa dziennikarzy, którzy nazywali się zbuntowanymi, niepokornymi. Ufundowali pisma w rodzaju Do Rzeczy, Sieci itp. Jeżeli bunt polega na tym, że się rękami i nogami wspiera linię władzy, to o czym my w ogóle mówimy?
No właśnie, to raczej żaden bunt. Chciałem na koniec wrócić do tej europejskości – trochę pani o to zahaczyła, ale zastanawiam się, jaką forma przybiera ona u młodych dzisiaj. W moim pokoleniu – jestem rocznik ‘87 – europejskości uczyliśmy się niemal wbrew temu, co było w szkole, bo tam dominowało bardzo suche uczenie o unijnych strukturach i instytucjach. Raczej sami dochodziliśmy do prawdziwych korzyści integracji.
Jestem dziewięć lat starsza, więc w szkole nie było jeszcze edukacji europejskiej. Ale to, czego moje i pańskie pokolenie musiało uczyć się na własną rękę, jest dla dzisiejszych studentów i studentek oczywiste. Jak fakt, że się oddycha powietrzem, mniej więcej. Mam wrażenie, że oni nie analizują własnej tożsamości europejskiej, tylko ją posiadają. Nie muszą jej budować, bo się z nią urodzili. Także to jest zupełnie inny sposób myślenia. Ale widzę, że w momencie, w którym to nasze bycie w Unii Europejskiej jest zagrożone, to jest coś, z czego sobie nasza władza nie zdaje sprawy. My jesteśmy europejskimi patriotami. I wiele osób w Polsce, i młodych, i starszych, zdaje sobie sprawę z tego, że kiedy pada pytanie o to skąd pochodzisz, to można odpowiedzieć na nie: z Europy. I to jest bardzo dobra odpowiedź, i bardzo wiele osób właśnie tak chce odpowiadać. Obrona wartości europejskich to nie jest obrona czegoś, co jest zewnętrzne wobec nas. To jest obrona naszej tożsamości, obrona nas samych. W związku z tym wydaje mi się, że mówienie o dyktacie brukselskiej biurokracji, to jest strzał kulą w płot. Problemem Unii dla młodych ludzi nie jest biurokracja przede wszystkim, nie w tym rzecz. Jeżeli mamy jakiś problem to to, że możemy się znaleźć poza tą wspólnotą. Bardzo wielu ludzi – co oczywiście też ma związek z sytuacją w kraju – decyduje się na studia zagraniczne, w różnych krajach europejskich. Pokolenie duwdziestolatków doskonale wie, co znaczy Brexit. A znaczy to, że nie będą mogli studiować tam, gdzie chcieli, na swoich wymarzonych brytyjskich uczelniach. To jest takie proste. Jeżeli mówimy o osłabieniu relacji Polski z Unią, o ewentualnym wychodzeniu Polski z Unii Europejskiej, to ci ludzie się pytają: gdzie ja będę studiować, dokąd będę mogła pojechać, co będę mogła zrobić? Skończą się programy wymiany międzynarodowej i to będzie uderzające. Jeżeli mówimy teraz o projektowaniu Europy w tym konkursie, to z jednej strony, oczywiście chcielibyśmy, żeby Unia byłą bardziej sprawiedliwa, bardziej demokratyczna, bardziej zielona. Ale my w Polsce mamy poważny problem, bo my musimy narysować mapę na tyle przekonującą, żeby nawet ci, którzy ulegają antyeuropejskiej propagandzie zobaczyli, że miejsce Polski jest w Europie, a nie poza nią.